Późniejsze czasy - liceum, to już inny obraz festiwalu - amfiteatr szczelnie ogrodzony bramkami, niewidoczne gwiazdy - zamknięty "światek" telewizji... A prób koncertów słuchaliśmy podczas lekcji - opolski plastyczniak mieści się tuż przy amfiteatrze ;) Później studia, i festiwal znany już tylko z telewizji...
I tak po dziś dzień...
Za każdym razem jednak opolski festiwal kojarzy mi się z nadchodzącym latem i wakacjami!
I wywołuje sentyment za rodzinnym miastem... (na marginesie: zapraszam do odwiedzenia Opola! - a na zachętę dla tych, którzy jeszcze nie byli: świetny wpis, z dużą ilością zachęcających zdjęć, znalazłam niedawno w internecie klik).
Tak więc, od dwóch dni działam - przy festiwalowym akompaniamencie - szydełkowo i nie tylko.
Z szydełkiem tym razem wygląda to tak, że dziergam i pruję... pruję i dziergam... nawijam kłębek i rozwijam... ale w końcu jeden koszyczek powstał! A jutro zostanie sprezentowany ;) Bardziej owocne były jednak porządki na balkonie! Wreszcie udało mi się uporządkować moje sukulenty - jeszcze marne, ale mam nadzieję, że się pięknie rozrosną...
Po weekendzie pojawi się na pewno fotorelacja z kolejnego zrealizowanego zamówienia - kolejne dziergańce!
Zapraszam!
A tymczasem, słonecznego weekendu wszystkim Wam życzę!
Pozdrawiamy wraz z Picassem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz