Tym razem coś całkiem innego - nie będzie koszyczków, dywanów, ani żadnych innych dzierganych i szydełkowych rzeczy, dziś DIY i to w temacie weselnym.
W lipcu popełniłam małżeństwo. Bardzo spontanicznie podjęliśmy decyzję o ślubie cywilnym.
Jeśli można mówić o jakiejś spontaniczności po 11 latach znajomości... :) W czerwcu załatwiliśmy formalności,
w lipcu, dokładnie w 11. rocznicę, złożyliśmy zgodne oświadczenia ;)
Miało być skromnie, bez całego tego "ślubnego" szaleństwa. Czasu na ogarnięcie wszystkiego było niewiele, pieniędzy też, ale nie w tym rzecz. Nawet gdybym miała dużą sumę, pewnie podobnie, większość rzeczy zrobiłabym własnym nakładem pracy, Bo tak lubię, bo jestem pedantyczna, bo jestem wybredna ;)
Wszystko załatwiane było na ostatnią chwilę, dlatego też nie było żadnego konkretnego planu, pomysłu, "tematu przewodniego". Miało być skromnie i elegancko - to przede wszystkim.
Z wszystkim było oczywiście "pod górkę" - począwszy od znalezienia pasującej sukienki, po za ciasną koszulę na dzień przed ślubem... Koniec końców wszystko się jednak udało :)
Ale dość prywaty ;) miało być o DIY!
Ponieważ dość długo nie było jasne, w którym lokalu ostatecznie przyjmiemy swoich gości, nie mogłam - choć taki miałam plan - zamówić zaproszeń u kogoś, kto zajmuje się "produkcją" zaproszeń na co dzień. Musiałam zrobić je samodzielnie. Sam wybór motywu i wzoru okazał się najtrudniejszy, reszta jakoś poszła. Jakoś, bo: JA + elektronika = kłopoty! Zrobienie z pliku tekstowego PDF okazało się nie lada wyzwaniem, przełożenie tego, co w pliku na wydruk też nie poszło tak gładko jak można,
by się tego spodziewać... Serdeczna koleżanka poświęciła kilka godzin swojego czasu, by zaproszenia
w końcu ujrzały światło dzienne. Jeszcze raz: dzięki Ci Justyś! :) Potem wycinanie - zaproszenia składały się z dwóch osobnych kartek (szkoda, że nie mam gilotyny!), wiązanie wstążeczek, adresowanie kopert i gotowe! No prawie, bo jeszcze wymyśliłam sobie serduszka z naszymi inicjałami :) Na szczęście mam ploter, więc wycinanie poszło gładko, inicjały naskrobałam sama cienkopisem - do kaligrafii mi daleko, ale serduszka wyszły całkiem znośnie :)
Zaproszenia poszły w świat! (na półtora tyg. przed ślubem! wspominałam, że ślub był spontanem? :)) Wiedziałam już, gdzie odbędzie się weselny obiad, postanowiłam więc zadbać o delikatną dekorację stołu. Przepis był prosty: stare słoiki + biała koronka.
Tak powstało kilka wazonów na kwiaty i świecznik.
Pod "wazonami" pojawiły się jeszcze surowe, drewniane plastry - mnie się dekoracja bardzo podobała, choć kwiaty do wazonów "wrzucałam" na 10 minut przed umówioną godziną w USC :)
Na stole znalazły się dalie, które pojawiły się również w moim bukiecie oraz przepiękne hortensje mojej babci - p r z e p i ę k n e ! ! ! <3
Ponieważ było skromnie i "po kosztach" nie mieliśmy profesjonalnego fotografa,
za to kilku amatorskich ;)
I ja popełniłam trochę fotek na pamiątkę, kilkoma się z Wami podzielę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz